niedziela, 28 kwietnia 2019

11) Jak wygląda moje OCD? Film.


Dawno mnie tu nie było, ale przychodzę do was tym razem z krótkim filmem.



Przełamuje temat, który był bardzo wstydliwy dla mnie i opowiadam o swoim przypadku OCD.


niedziela, 28 stycznia 2018

10) Moje sposoby na natręctwa.


Częstym pytaniem, które zadają ludzie cierpiący na OCD jest:
jak radzić sobie z natręctwami?


Opowiem wam jak ja radzę i radziłam sobie z moimi. Moje natręctwa polegają głównie na powtarzaniu jakichś czynności lub słów określoną liczbę razy i w określony sposób. Więcej o tym piszę w poście: Moje natręctwa oraz Tydzień z życia nerwicowca. Aktualnie jestem po 4 pobytach w szpitalu (2x oddział dzienny i 2x oddział stacjonarny) i przyznaję, że jest dużo lepiej niż było wcześniej, a to znaczy, że mogę funkcjonować w miarę normalnie i natręctwa nie pochłaniają mi całego dnia i nie paraliżują już tak bardzo życia.

1) Sposób pierwszy - zapisywanie czynności natrętnych.
To był pierwszy taki sposób, który mi naprawdę pomógł. Dajmy na to jak zrobiłam coś parzyście, a "powinno być" nieparzyście według mojego schematu, zapisywałam sobie to na kartce, np. "zamknąć drzwi jeszcze raz albo jeszcze trzy razy", "powtórzyć jakiś tekst jeszcze X razy". Jak "źle" przeszłam jakąś trasę zapisywałam sobie "powtórzyć trasę od fryzjera do domu i nadepnąć na łączenie chodnika przy numerze 28 na ulicy Y". W konsekwencji te myśli typu "muszę to zrobić teraz, bo później zapomnę i coś się stanie" się eliminowały, bo wszystko co miałam "do zrobienia" miałam zapisane. A po jakimś czasie analizowałam te zapisy i na spokojnie stwierdzałam czy mają one sens (oczywiście, że nie miały) i czy rzeczywiście jak zrobię to jeszcze raz to czy to coś zmieni. Czasem wykonywałam te natręctwa "na spokojnie", bez lęku, po prostu żeby się przekonać o tym, że to nic nie zmieni. Nazywałam to świadomym przeżywaniem natręctw.

2) Sposób drugi - "świadome przeżywanie natręctw" - czyli wykonywanie natręctw kiedy jest się spokojnym i patrzenie co się stanie.
Otóż częstą myślą przy nerwicy natręctw jest taki lęk "jeśli tego nie zrobię to coś złego się stanie". Miałam tak na przykładzie - jeśli nie spłuczę wody trzy razy, to nigdy nie będę mogła ze spokojem skorzystać z toalety, bo to wspomnienie będzie mi towarzyszyło zawsze i nie będę żyła normalnie. Zaczęłam więc chodzić do toalety kiedy nie miałam żadnej potrzeby - po prostu na spokojnie spłukiwałam wodę raz albo dwa razy i czekałam, specjalnie wywoływałam to uczucie w czasie kiedy nie było ono przymusowe i analizowałam reakcje swojego ciała oraz umysłu. Dałam sobie poczuć ten dyskomfort, a także wytłumaczyć sobie, że przecież nic złego się nie dzieje. Na początku było to trudne, ale z czasem przestało mnie to aż tak denerwować.

3) Sposób trzeci - rozmowa.
Rozmawianie uważam za jeden z najlepszych sposobów na każdy problem. Mówienie o swoich lękach i stresie pomaga nam uwolnić się od tego ciężaru, a zrozumienie i wsparcie innych ludzi bardzo motywuje. Eliminuje to też wstyd, który odczuwamy kiedy wykonujemy natręctwa np. w miejscu publicznym. Nauczyłam się mówić o swoim zaburzeniu szczerze i otwarcie, żeby nie ukrywać się już i nie być w tym wszystkim sama. Założyłam tego bloga i pokazałam go moim znajomym żeby zrozumieli moje zachowanie. Nie bójmy się tego - jeśli przez to ktoś się od nas odwróci to znaczy, że nie był naszym przyjacielem, a jeśli ktoś nowy tego nie zaakceptuje, to nie stworzymy z nim po prostu bliższej relacji. Oczywiście nie ogłaszam tego, że choruję wszem i wobec każdemu kogo poznam, ale jeśli ktoś jest dla mnie potencjalnym bliższym znajomym, mówię mu po prostu, że choruję na OCD i mam takie a nie inne przypadłości, leczę się i moje leczenie idzie w dobrym kierunku, chociaż miewam gorsze dni. Nie spotkałam się jak dotąd z osobą, która powiedziała mi, że nie chce mnie poznać z tego powodu, chociaż oczywiście liczę się z tym.


Jeśli ktoś z Was ma jakieś własne sposoby na radzenie sobie z natręctwami, chętnie poczytam, może nawet je tu dopiszę, więc zachęcam do komentowania i dzielenia się swoim doświadczeniem. :)

czwartek, 20 lipca 2017

9) Natręctwa to objawy.

Wspominałam o tym przy okazji poprzednich postów, ale stwierdziłam, że rozwinę nieco temat, bo jest on moim zdaniem ważny.

Ze swojego doświadczenia i po rozmowach z innymi ludźmi cierpiącymi na OCD wiem, że mamy problem z tym, że za bardzo skupiamy się na samych natręctwach. Na terapii grupowej, którą przeszłam w szpitalu dowiedziałam się, że natręctwa to tylko objawy, natomiast źródła trzeba poszukać głębiej. Nerwicowcy często mówią o swoich objawach, np. jakie czynności muszą wykonywać, jakie mają schematy i rytuały, co czują w ciele i jakie myśli powtarzają, chcą się skupić na leczeniu objawów, a przecież te objawy skądś się wzięły. Dlatego moim zdaniem w leczeniu OCD ważna jest psychoterapia i dokopanie się do źródła. Ja kiedy zaczęłam się skupiać bardziej na tym co powoduje natręctwa, doszłam do wniosków, które teraz mogę przepracować na psychoterapii. Tu odsyłam do notki: Skąd się biorą moje natręctwa? Oczywiście samo znalezienie podłoża problemu to nie wszystko, trzeba jeszcze nad tym trochę popracować.

Jasne, ważna jest też terapia, w której na samych objawach też się skupiamy - żeby potrafić sobie radzić z natręctwami. Taki rodzaj terapii również jest bardzo wskazany moim zdaniem, jednak przede wszystkim skupiać się na realnych emocjach, a nie na czymś co sobie wytwarza nasza głowa.

Ja widzę u siebie sporą poprawę, jednak wciąż nie jest dobrze. Natręctwa zdarzają się od czasu do czasu, nie ma ich przez cały dzień tak jak kiedyś i mogę już w miarę normalnie funkcjonować. Nie boję się też tak bardzo wyjścia na zewnątrz. Moje objawy nasilają się bardzo kiedy odczuwam stres , nawet najmniejszy (związany np. z robieniem czegoś nowego lub podjęciem jakiejś decyzji) lub kiedy jestem zmęczona. Ale to wszystko siedzi w mojej głowie i muszę to przerobić w sobie, żebym nie musiała "zasłaniać" tego lub "bronić się" przed tym natręctwami.

piątek, 7 lipca 2017

8) Jak leczyć nerwicę?

Opowiem wam na swoim przykładzie jak jestem leczona z zaburzeń obsesyjno-kompulsywnych (nerwicy natręctw).

1. Farmakoterapia.
Czyli leczenie lekami.
Po pierwsze, bądźcie cierpliwi. Pamiętajcie, że w wielu przypadkach aby zobaczyć efekty potrzeba sporo czasu, wiele leków działa dopiero po paru tygodniach regularnego zażywania.
Nie zniechęcajcie się po pierwszym zestawie tabletek. Ja przez 2 lata próbowałam różnych leków, jedne działały lepiej, drugie gorzej, inne wcale. Dopiero kilka miesięcy temu w szpitalu przepisano mi takie leki, po których naprawdę czuję poprawę.
Nie przeraźcie się tym, co jest napisane na ulotce. Ja przyjmuję leki m.in. na schizofrenię
i alzheimera, mimo, że nie mam tych chorób. W małej dawce działają one na OCD.

2. Psychoterapia.
W leczeniu nerwicy istotne jest połączenie leków z dobrą psychoterapią. Z psychologiem lub terapeutą znajdziecie źródło problemu i będziecie mogli nad nim wspólnie popracować, a także poćwiczyć metody radzenia sobie w różnych sytuacjach. Nie rezygnujcie z terapii jeśli nie przypasuje wam terapeuta. Spróbujcie u kogoś innego. Ja dopiero po kilku psychologach, z którymi spotkania były porażkami trafiłam w końcu na Panią Sarę, która mi przypasowała i pracuję z nią do dzisiaj.

3. Praca własna.
Najważniejsze ze wszystkiego jest to, żeby się nie poddawać i samemu motywować do pracy nad sobą. Z nerwicy da się wyleczyć, więc nie traćmy nadziei. Warto spróbować się wyciszyć i samodzielnie pracować nad swoimi lękami, natręctwami czy stresem. Można spróbować ćwiczeń relaksacyjnych, zająć się czymś, co nas odpręża, np. przeczytać książkę, wziąć kąpiel lub po prostu pooddychać. Traktować to jako przyjemność. Do tego pracować nad natręctwami i lękami - próbować się ich pozbywać - niekoniecznie wszystkich na raz, ale po kolei, małymi krokami. Wyznaczać sobie małe cele i je realizować, np. "dzisiaj wyjdę na spacer  bez obaw, dla przyjemności, zrobię co najmniej jedno kółko wokół bloku i wrócę do domu". Jeśli nie będę się czuła na siłach, spróbuję jutro. I znowu. I coraz częściej. Więcej o moich sposobach radzenia sobie z lękami i natręctwami napiszę w osobnej notce.

7) Skąd się biorą moje natręctwa?

Należy pamiętać, że natręctwa to tylko objawy. Przykrywają one bardzo dokładnie jakieś problemy czy rozterki, z którymi nie potrafię sobie poradzić, dlatego "uciekam" w nie. Zastanowiłam się co się kryje pod moimi natręctwami. Oto moje wnioski:


1. Lęk przed popełnieniem błędu.

Kiedy idę chodnikiem cały czas patrzę sobie pod nogi, bo boję się wykonać jakiś krok "źle". Przekłada się to na normalne życie, gdzie boję się podejmować decyzji, gdyż obawiam się, że podejmę zły wybór, który będzie miał wpływ na całe moje życie, dlatego ciągle "kontroluję" wszystkie swoje kroki.

2. Lęk przed odpowiedzialnością.

Z poprzednim punktem wiąże się też poczucie odpowiedzialności. Boję się brać odpowiedzialność za swoje decyzje, a natręctwa są czymś, czym mogę się w pewien sposób "usprawiedliwić". Moje natręctwa zaczęły się mniej więcej w momencie, kiedy skończyłam 18 lat, musiałam podjąć decyzje życiowe takie jak co robić dalej w życiu, gdzie iść na studia, czy iść do pracy i gdzie iść do pracy, w którym kierunku się rozwijać itp. Przerosło mnie to najwyraźniej.


3. Cofanie się do przeszłości i naprawianie błędów.

To też się wiąże z powyższymi punktami. Jak pisałam w notce moje natręctwa, "Było też tak, że czasem wydawało mi się, że "źle nadepnęłam" na chodnik. I tak zaczęłam wracać się i powtarzać kroki po kilka razy. " To właśnie się wiąże z próbami naprawiania błędów w moim życiu, które po pierwsze błędami może wcale nie były, a po drugie nie da się ich naprawić. A ja jednak ciągle uparcie rozpamiętuję przeszłość i szukam sposobów jak ją zmienić zamiast żyć tu i teraz.


4. Poczucie kontroli.

Ostatnio na sesji moja pani psycholog zapytała mnie: jak to jest w Pani życiu z poczuciem kontroli?. Odpowiedziałam, że czuję, że nic w moim życiu nie jest pod moją kontrolą, szczególnie emocje, które kłócą się z rozumem. I otóż to jest jak sądzę jedną z głównych przyczyn moich natręctw, Wypracowałam sobie schematy, które w pewien sposób mogę "kontrolować" i wykonywać je "dobrze".


5. Coś znanego.

Wbrew temu, że natręctwa utrudniają mi życie, są one pewnego rodzaju obroną. Powtarzanie czynności staje się wyuczone i przede wszystkim znane, a to co znane wydaje się być bezpieczne, dlatego tak ciężko mi jest wyjść poza te "bezpieczne" kręgi.

Znam już niektóre źródła swoich zaburzeń, teraz tylko trzeba je przepracować i nauczyć się omijać w nich natręctwa. Polecam zrobić sobie taką analizę "co moje natręctwa chcą mi powiedzieć?". Polecam też przepracować swoje wnioski z psychologiem lub psychoterapeutą, taka pomoc specjalisty daje dużo wsparcia i dużo do myślenia, przynajmniej dla mnie.



sobota, 15 kwietnia 2017

6) Funkcjonowanie oddziału lękowego


Od 23.01.2017 przebywam w szpitalu psychiatrycznym na oddziale zaburzeń lękowych i afektywnych. Zostałam tu skierowana z oddziału dziennego psychiatrycznego, gdzie po prostu przychodziłam od poniedziałku do piątku na terapię. Teraz jestem na oddziale stacjonarnym w 2-osobowym pokoju. Jest to oddział otwarty. W każdym pokoju są 2 łóżka, półki, stolik, szafa i krzesła, a także łazienka. Jest jeden 5 lub 6 osobowy pokój obserwacyjny z kamerą, gdzie zazwyczaj trafiają nowe pacjentki. W drzwiach jest rozsuwana szybka, przez którą mogą zaglądać pielęgniarki. Przy każdym łóżku jest też przycisk, którym można je wezwać. Jest wspólna jadalnia z lodówką, czajnikiem i kuchenką mikrofalową oraz sala telewizyjna z książkami i grami planszowymi. Jest także stół do ping-ponga i 2 rowerki stacjonarne oraz palarnia.

Na naszym oddziale są otwarte drzwi i wolno nam posiadać sztućce, kable etc. Piętro niżej jest oddział psychiatryczny, zwany "psychozami", gdzie nie można posiadać takich rzeczy, a drzwi są zamknięte. Tam też nie wolno posiadać ostrych narzędzi, szła, a nawet gitary, gniazdka są tylko na korytarzach, a lampy tylko na suficie.

Do przywilejów naszego oddziału należą codzienne przepustki. Od godziny 14-16 i od 19.15-20.30. We wtorki 14-17 i 19.30-20.00, a także weekendy 11 h. i co drugi weekend od piątku do niedzieli. Codzienne przepustki mogą być odebrane np. kiedy ktoś nie przyjdzie na zajęcia. Pilnują tego starosta i vice-starosta oddziału wybierani spośród pacjentów.

Dzień na oddziale rozpoczyna się od gimnastyki o godzinie 7:45 do 7:55. Wygląda to tak, że pacjenci wychodzą na korytarz i wykonują ćwiczenia, które prowadzi vice-starosta. Następnie o 8:00 jest śniadanie, później leki. Potem w zależności od dnia: w poniedziałki jest obchód, czyli całe grono lekarzy i terapeutów chodzi od pokoju do pokoju i pyta o nasze samopoczucie; w środę jest zebranie społeczności, gdzie zbiera się grono lekarzy i terapeutów oraz wszyscy pacjenci, wybierany jest starosta,vice-starosta i dyżurni oraz poruszane są bieżące sprawy oddziału. Następnie są wchody, czyli grono lekarzy i terapeutów zaprasza do siebie pacjentów indywidualnie na rozmowę. W późniejszych godzinach odbywają się terapie grupowe lub indywidualne pacjentów. Następnie jest obiad i leki popołudniowe, a po nich godziny przepustek. O 17:00 jest kolacja i o 18 są zajęcia integracyjne zorganizowane przez starostę. Następnie czas wolny i leki o godzinie 21:00. Do godziny 22:00, a w piątki i soboty do 23:00 pacjenci powinni być w swoich pokojach i obowiązuje cisza nocna.

poniedziałek, 23 stycznia 2017

5) Tydzień z życia nerwicowca


Na jednej z sesji psychologicznej Pani Psycholog poprosiła mnie o opisanie swoich uczuć i natręctw przez tydzień.

ŚRODA, 07.12.2016

Obudziłam się, było jeszcze ciemno. Spojrzę na zegarek. Jest 4:23. Położę się jeszcze. A nie, czekaj! Wróć, znowu do tej samej pozycji. Spójrz na zegar. 4.23 <mrugnięcie> 4:23. Teraz mogę się już spokojnie położyć. Tylko jeszcze kiwnę głową w prawą stronę. Spojrzę na twarz  siostry. Spojrzę jeszcze raz, mrugnę i znów spojrzę. Chwila, ale spojrzałam i mrugnęłam tylko 2 razy, muszę jeszcze raz to zrobić żeby było 3. 3 zamyka koło. Spojrzałam w bliżej nieokreślony punkt na kanapie, odwróciłam wzrok, znów spojrzałam, mrugnęłam i spojrzałam. Mogę się położyć. Leżę. Próbuję zasnąć, ale gdzieś w mojej głowie zaczynam nucić piosenkę. Przyłapuję się na tym i mówię "stop, bo znowu zacznę powtarzać. Ale im bardziej skupiam się na tym żeby nie powtarzać, tym bardziej w mojej głowie tworzy się przymus robienia tego. "Zrób to bo to będzie w Tobie siedzieć całe życie." Odczuwam to jako takie jakby napięcie w głowie, które nie daje mi spokojnie myśleć. Lepiej to zrobić teraz i koniec niż się z tym męczyć. Powtarzam więc tekst piosenki 3 razy. Zaraz, ale czy w moich myślach pomyślałam dokładnie o literze "w" ? Chyba była w złym miejscu, bo czuję jakiś brak w głowie. Jeszcze 2 razy to powtórzę i jeszcze raz. Razem 3. Za trzecim razem przypadkowo otarłam łokciem o ścianę. Czyli muszę odpowiednio powtórzyć tekst i otrzeć łokciem o ścianę. Jeszcze 2 razy. Razem 3. Razem 5. 5 też może być. Pięć - trzy -raz, raz -dwa -raz. Nie wiem czemu zawsze pomijam 4. Nie lubię jakoś jak coś jest robione po 4 razy. Denerwuje mnie to. 2 też mnie irytuje, ale nie tak jak 4. Powtarzam wciąż jakieś myśli w głowie, próbuję zasnąć. Patrzę na zegarek <spojrzenie> 5:02 <spojrzenie> 5:02 <mrugnięcie i spojrzenie> 5:02. Ok, schemat wykonany. Mam jeszcze 3 godziny snu. Zamykam oczy, przyciskam głowę do poduszki 3 razy pod innym kątem i wstaję , bo nie zasnę jeśli nie pójdę do toalety, nie zjem kawałka chleba i nie napiję się wody. Za każdym razem ten sam schemat. Udaje mi się w końcu zasnąć. Budzę siei już odczuwam lęk, bo wiem, że zaraz dopadną mnie natręctwa i znowu stracę mnóstwo czasu i nerwów. Wstaję z łóżka na 3 razy. Ubieram się z zamkniętymi oczami, żeby uniknąć schematu - spojrzeć - mrugnąć - spojrzeć zanim je po kolei ubiorę. Składam pościel. Spojrzałam tylko 2 razy, wiec muszę ją rozwinąć, spojrzeć jeszcze raz żeby było razem 3. Ale teraz pościel złożyłam 2 razy. Muszę jeszcze raz i muszę jeszcze 3x mrugnąć żeby spojrzenia się zgadzały. Wychodzę z pokoju, nadeptuję stopą na podłogę - dywan i znów na podłogę. 2x stanęłam na podłodze, a więc muszę nadepnąć jeszcze raz, potem samym śródstopiem i na końcu samymi palcami. Kiwnę jeszcze głowią i machnę ręką, żeby zostały wykonane 3 natręctwa. W dłoni trzymam chusteczkę do wyrzucenia. Muszę ją ścisnąć najpierw w pokoju, potem w korytarzu i w kuchni. Dla pewności jeszcze kiwnę głową i nadepnę stopą, żeby były wykonane trzy natręctwa. I tak przez cały dzień podobne schematy. W prawie wszystkich sytuacjach. Ciągle. Wychodzę, ale zanim wyjdę spojrzę 3x w lustro. Bolą mnie oczy od natrętnego mrugania, boli mnie kark od tych ruchów głową. Wychodzę z domu, zamykam drzwi, stukam lub dotykam drzwi jeszcze raz. Kiwnę głową i idę. Na środku schodów też muszę kiwnąć i na dole też. Razem 3 kiwnięcia. Wychodząc z bramy 3 razy dotykam klamki.

No i teraz schemat chodzenia. Najlepiej w jednej linii, nadeptywać na łączenia, najlepiej środkiem buta. I nadeptywać na cienie/ Cały czas, bezustannie towarzyszy mi natrętne mruganie. Do tego w głowie powtarzam teksty piosenek lub odliczam do 5, do 3, raz. Czuję jak obija się o mój bok moja torebka. Musi koniecznie odbić się 3 razy zanim zmienię chodnik, raz na łączeniu i znów 3 razy na drugim chodniku. Jeśli obije się źle, muszę wrócić i powtórzyć. Kiedy przystaję i zmieniam miejsce, muszę kiwnąć głową.


            Jak widzą chodnik normalni ludzie:                       Jak widzę chodnik ja:




Byłam na terapii. Cały czas dokuczają mi mniejsze lub większe natręctwa, ale mam nadzieję, że nikt tego nie zauważa. Idąc do szpitala musiałam wrócić się, bo nie nadepnęłam na cień drzewa. W szpitalu cały czas czułam napięcie, tak jakbym bała się, że za chwilę napadną mnie natręctwa albo lęki. Kiedy kiwnę głową tylko 2 razy, przechodząc do innego pomieszczenia, to czuję się jak zombie, wzrok mam nieobecny i bez emocji. Myślę wtedy szybko jak to naprawić. Może jak kiwnę raz przez próg albo przed wyjściem z oddziału będzie lepiej. Uznam, że ok, to wystarczy, tak może być, niech już tak będzie. Ulga. Jednak teraz się pilnuję żeby w odpowiednich miejscach kiwnąć głową i nie zrobić tego źle, skupiam się tylko na tym. Na psychoterapii grupowej zostałam przemaglowana i włączyły się we mnie emocje, popłynęło parę łez. Jednak jak opowiadałam grupie o moich problemach zauważyłam, że natręctwa nie uaktywniają się. Pani psychoterapeutka też to zauważyła i powiedziała, że kiedy o tym opowiadam to natręctwa rozkładają się po każdym w grupie.
Jednak jak wracam do domu wciąż nieustannie się pilnuję. Chwilami nawet tracąc kontakt z rzeczywistością. Kiedy to sobie uświadamiam, próbuję na chwilę wyjść z mojej głowy i skupić się na tym co jest tutaj i teraz. I tak nagle zaczynam widzieć w jakim jestem otoczeniu, zaczynam słyszeć dźwięki, które był zagłuszane przez obsesyjne myśli i brzmiały jak nic nieznaczące szumy. Jakbym nagle wróciła do życia i tak jakbym wyszła ze swojej głowy. Taki stan jest chwilowy, ale przez tą jedną chwilę czuję się jakbym żyła, a nie jakby moje życie kontrolowała nerwica. Jednak po krótkim czasie myśli i czynności natrętne znowu wracają.

CZWARTEK, 8.12.16

Czwartkowy dzień zaczął się jak zawsze natrętnym nuceniem piosenek i powtarzaniem w głowie ich tekstów, wstawaniem z łóżka na 3 razy, natrętnym patrzeniem i mruganiem, a potem 3 kroki od łóżka do drzwi, kiwnięcie głową i ruch ręką, żeby był spełnione 3 czynności warunkujące zmianę pomieszczenia. Lub schemat stopa- palce- jeden palec dociskając do podłogi w jednym miejscu. Obejrzenie się 3x w lustrze zanim odłożę puder i wezmę kredkę do oczu. Tu też 3x obejrzenie się zanim zmienię kosmetyk. Oczywiście ciągle schemat z nadeptywaniem, kiwnięciem i ruchem ręką zanim wyjdę z jakiegoś pomieszczenia. W końcu wyszłam z domu, dotknęłam jeszcze raz drzwi, nadepnęłam na cień poręczy i kiwnęłam głową na swoim piętrze, na schodach w połowie i na dole klatki.
Pojechałam do pracy i ucieszyłam, się bo był tam mój kolega Maciej i kiedy okazało się, że kończymy o tej samej porze zaproponował mi podwózkę. Szczerze mówiąc czuje się dużo spokojniej i pewniej kiedy on jest w pobliżu. Podwiózł mnie do centrum handlowego i poszłam pooglądać rzeczy, które mogłabym kupić dla rodziców i przyjaciół na święta. Weszłam tylko do 3 sklepów (choć tu akurat 3 przez przypadek). Obeszłam je szybko, żeby tylko jak najszybciej stamtąd wyjść, ponieważ cały czas czułam napięcie i niepokój i cały czas towarzyszyły mi natręctwa związane z mruganiem, stukaniem przedmiotami lub natrętne dotykanie tkanin i z chodzeniem- z wracaniem się jeśli poczułam niepewność czy aby na pewno dobrze nadepnęłam na podłogę. Wiem to głupie, ale czuję wtedy taki silny lęk, że już nigdy nie będę sobą i nigdy nie przestanę o tym myśleć i wpadam w trans, analizując jak to najlepiej "naprawić". Wyglądam wtedy pewnie jak zombie.
Najgorsza droga dla mnie do przejścia to chyba droga powrotna do domu. Choć znam ją już praktycznie na pamięć, na tym odcinku najczęściej zatrzymuję się i cofam i wykonuję najwięcej natręctw na raz (nadeptywanie, kiwanie głową, mruganie, machnięcie ręką, oglądanie 3 razy za siebie, obicie torebki o bok, 3 lub 5 razy lub 1 pomiędzy łączeniami chodników itd.



PIĄTEK, 09.12.2016

Spałam dość długo, bo nie miałam żadnych zajęć rano. Oczywiście towarzyszyły mi cały czas natręctwa. Pojechałam do pracy na 2 zmianę i ucieszyłam się, bo zamykałam dzisiaj restaurację razem z Maciejem. Byłam więc spokojniejsza i czułam się dobrze wiedząc, że jest obok. Przyniósł mi koktajl, potem zrobił chai latte, to było bardzo miłe. Pomogłam mu posprzątać i odwiózł mnie do domu. To byłby naprawdę udany dzień, gdyby nie to, że wspomniał (lub się przesłyszałam) coś o swojej dziewczynie i w tym momencie się zawiesiłam i przestałam słuchać, analizując jego słowa. No bo tak trochę daje mi sprzeczne sygnały albo jest naprawdę taki miły dla wszystkich.
Co jeszcze...
Dotykanie klamek z 3 stron, ale tylko z zewnątrz (klatka schodowa, drzwi wyjściowe, furtka). Często jeszcze mam tak, że muszę spojrzeć-spojrzeć-mrugnąć-spojrzeć jak coś wyjmuję z szafy lub w ogóle jak chcę zmienić położenie czegoś, a kiedy coś podnoszę muszę tym najpierw stuknąć i dopiero później podnieść. No i jak wychodzę spod prysznica to też muszę odpowiednio stanąć i kiwnąć głową. Tak jakbym miała takie wyznaczone niewidzialne punkty, w których moja głowa lub stopa itp musi się w danej chwili znaleźć. Też przez te wszystkie natręctwa staram się unikać pewnych rzeczy, np przebieram się tylko w razie konieczności, unikam ścielenia łóżka, wyrzucania śmieci itp. I co mnie boli najbardziej to to, że nie mogę przeczytać żadnej książki przez natręctwa (czytanie parę razy jednego zdania, odwracanie parę razy na poprzednią stronę, dotykania kartek w odpowiedni sposób itp.) albo ciężko mi rysować, gdyż czuję potrzebę poprawiania kilkakrotnie linii. Do tego mam natręctwo żeby ścisnąć to zanim to odłożę lub wyrzucę. Najczęściej lęki rozładowuję, jeśli można tak powiedzieć, płaczem i płaczę tak długo aż się zmęczę i będę mogła zasnąć. Kiedyś zdarzało mi się np. bić pięścią w ścianę albo np. drapać się do krwi.

SOBOTA I NIEDZIELA, 10/11.12.2016 

Weekend w szkole i w szkole i w pracy. Największe lęki związane ze zmianą pomieszczenia chodzeniem i kiwaniem głową. Parę razy musiałam wracać i robić inaczej kroki lub jakąś czynność powtarzać albo wypowiedzieć lub pomyśleć jakieś słowo w danym miejscu i w określonej pozycji lub patrząc na określony przedmiot. Pisałam to w pracy kiedy miałam chwilę wolnego, bo w domu boję się, że ktoś to przeczyta. Jeszcze w niedzielę wieczorem się popłakałam, bo miałam już dość tych natręctw i takiej bezsilności. Za radą grupy spróbowałam porozmawiać z tatą. Nie był to poziom rozmowy, której bym oczekiwała, ale przynajmniej przytulił mnie i powiedział, że będzie lepiej i trochę się uspokoiłam.

Jeszcze na koniec takie moje spostrzeżenie, że natręctwa nasilają się kiedy odczuwam poczucie odrzucenia albo krzywdy. No, czyli dość często niestety.