czwartek, 12 stycznia 2017

2) Moje natręctwa

Moje natręctwa przybierały przeróżne formy - od obsesyjnych myśli po kompulsywne czynności.

Każdego dnia od dwóch lat towarzyszą mi w mniejszym lub większym nasileniu. Nie ma to końca. Jedne odchodzą, ale na ich miejsce przychodzą następne lub zmieniają się w inne.

Natręctwem, jakie mam najdłużej jest chodzenie w określony sposób. I to nie tylko chodzenie, ale ogólnie zmienianie położenia. Np. chcąc ruszyć się z miejsca odczuwałam przymus przeniesienia ciężaru najpierw na jedną nogę, potem na drugą i z powrotem na pierwszą. I to jest przykład natręctwa, które mam do teraz, lecz jego forma zmieniała się na przestrzeni czasu, np. zmieniało się to w nadeptywanie w jedno miejsce 3 razy, a później musiałam położyć całą stopę, śródstopie i palce zanim ruszyłam. Było tego więcej, ale nie jestem w stanie przytoczyć każdej formy po kolei.

Było też tak, że czasem wydawało mi się, że "źle nadepnęłam" na chodnik. I tak zaczęłam wracać się i powtarzać kroki po kilka razy. Nasiliło się to do tego stopnia, że potrafiłam wracać się nawet autobusem kilka przystanków żeby tylko coś powtórzyć w danym miejscu. Albo wychodziłam z domu i powtarzałam trasę jaką szłam np. od fryzjera. Czemu? Otóż jak wróciłam do domu nie byłam w stanie myśleć o niczym innym, wszystkie moje myśli się blokowały i miałam wrażenie bardzo silne, że już nigdy nie przestanę o tym myśleć i już nigdy nie będę szczęśliwa. Tak jakbym zostawiła tam część swojej duszy, część siebie i musiała się po nią cofnąć. Głupie, nie? Ale to było silniejsze ode mnie. Dla przykładu podam sytuacje kiedy mocno byłam zdenerwowana (wtedy natręctwa się nasilają) i dzień przed koncertem, na którym miałam spotkać byłego partnera pojechałam do przyjaciółki, ale jak wracałam od niej zrobiłam źle krok przed jej domem. Wróciłam i płakałam cały dzień, aż nie wytrzymałam i pojechałam do niej znowu z płaczem. Nie mogłam się uspokoić, strasznie się bałam i denerwowałam i to nie tyle natręctwem ile tą myślą pod nim ukrytą - bałam się jak zareaguję na widok byłego partnera. I tak na koncercie ostatecznie też cały czas płakałam i byłam napięta, nie mogłam się w ogóle uspokoić, a za tym szło mocne nasilenie się natręctw. Do dzisiaj męczy mnie to natręctwo, choć już nie w takim stopniu. Kiedy chodzę nadeptuję na łączenia chodników lub na cienie. Zdarza mi się nawet spóźniać na autobus przez to, że się gdzieś cofam. Tak więc jak widać bardzo utrudnia mi życie ta choroba.

Mam również "skrzywienie" dotyczące liczb. Zaczęło się od odliczania w myślach i to też się zmieniało. Na początku liczyłam od 10 do 0. Później do 5, 25 i 125. Przekładało to się też na powtarzanie czynności określoną ilość razy. I tak też każde słowo lub zdanie np. którego nie usłyszałam dobrze lub czynność powtarzałam określoną ilość razy. Mało tego, wkrótce zaczęłam też powtarzać przypadkowe czynności jak np. otwieranie szafy lub mycie rąk albo wykonywanie ćwiczeń. Doszło nawet do tego, że zaczęłam zmuszać mojego byłego partnera do powtarzania, co też i jego i mnie wyprowadzało z równowagi. Czułam się strasznie głupio, ale co czułam jak tego nie zrobiłam? Ogarniał mnie lęk. Czułam, że coś zrobiłam źle, że jeśli tego nie "naprawię", wtedy już do końca życia nie przestanę o tym myśleć. I będzie to się za mną ciągnąć aż do końca życia,  a może nawet i po śmierci. Realnie patrząc to jest przecież niemożliwe. Ale wtedy realizm przysłaniała mi choroba. W krytycznym momencie w końcu zaczęłam walczyć z tym natręctwem. Jednym ze sposobów aby przestać powtarzać zdania było zapisywanie ich sobie na kartce. W końcu po wielu próbach udało mi się zniwelować odliczanie do 5, 3 i 1. W różnych formach, np: trzy- dwa - raz, raz- dwa - trzy, pięć - trzy - raz, raz dwa trzy - raz dwa - raz, itp. Nie pozbyłam się tego natręctwa, ale i tak sporo się polepszyło. Skąd akurat takie liczby? Nie wiem.

(Moje notatki ze wspomnianego wcześniej okresu walki z natręctwem. Kliknij aby powiększyć.)

Innym męczącym mnie natręctwem jest ściskanie rzeczy przed wyrzuceniem ich do śmieci albo odłożeniem na inne miejsce. Wstyd się przyznać, ale zdarzało mi się wyciągać coś ze śmietnika żeby to ścisnąć i dopiero wtedy wyrzucić jeszcze raz. Dopiero wtedy doznawałam tego uczucia ulgi po ogromnym napięciu i wtedy moje myśli "rozluźniały się". Doprowadziło to do tego, że bałam się zmieniać położenie czegokolwiek lub też wyrzucać śmieci, bo idąc do kontenera miałam potrzebę ścisnąć worek na śmieci 3 razy (w domu, na klatce schodowej i na podwórku). Jeśli tego nie zrobiłam czułam silną potrzebę cofnięcia się i zrobienia tego "odpowiednio".

Doszło też natręctwo w formie stukania przedmiotami zanim je podniosę. Ogólnie natręctwa dotyczące dotyku też mnie bardzo prześladują, np. ocieranie się parę razy o jedno miejsce, dotykanie kilka razy (5-3-1) kubka albo szczoteczki do zębów, przyciśniecie głowy do poduszki zanim wstanę. Dotykanie klamki od drzwi po wyjściu z domu i to wcale nie po to żeby upewnić się czy drzwi są zamknięte. Po prostu wykonywałam takie gesty impulsywnie, bez namysłu, z automatu.

Natręctwem, które doszło stosunkowo niedawno jest kiwniecie głową, nadepniecie na środek podłogi i wykonanie ruch ręką lub biodrem zanim zmienię pomieszczenie. Wcześniej było to np. stukniecie w stół lub w ścianę zanim wyjdę z pokoju. Też od jakiegoś czasu męczy mnie natręctwo z patrzeniem (spojrzeć, spojrzeć jeszcze raz, mrugnąć i jeszcze raz spojrzeć). Wracając do ruchów głową - czuję, że muszę ją postawić w odpowiedni punkt. Ogólnie widzę świat w punktach. Do tego tematu jeszcze wrócę w innym poście. Bolą mnie stopy, boli mnie kark od takiego ciągłego ruszania głową. Jestem zmęczona tymi rytuałami i schematami. Irracjonalnym lękiem, np. przed ruszeniem się z miejsca Zazwyczaj wtedy mój były partner brał mnie na plecy i niósł do domu, a ja zamykałam oczy żeby nie widzieć "co robi źle". Teraz też często zamykam oczy, np. jak się ubieram - żeby uniknąć natręctw.

Co mnie również męczy najbardziej, szczególnie podczas pisania tego bloga to natręctwo, że odczuwam przymus spojrzenia się aż kursor mignie 3x i dopiero potem zacząć pisać. Także mam dziwne skrzywienie dotyczące godzin i czasu. Czasami wydaje mi się, że robię coś "w złym momencie" i zdarza mi się nawet cofać zegarek w telefonie żeby powtórzyć to jeszcze raz w "odpowiednim" czasie.

To tylko niektóre z dręczących mnie obecnie lub wcześniej natręctw. Towarzyszą mi codziennie w mniejszym lubi większym nasileniu. Jest ich więcej w sytuacjach stresujących lub kiedy myślę o czymś nieprzyjemnym, wspominam złe rzeczy albo kiedy za bardzo się na nich skupiam. Zmniejszają się kiedy jestem w zaufanym towarzystwie i miejscach, w których dobrze się czuję. Nie jestem w stanie przytoczyć ich wszystkich, bo większość po prostu wykonuję automatycznie. Na leczenie farmakologiczne mało reaguję, jeśli chodzi o psychoterapię to ta dużo bardziej mi pomaga - ale o tym w osobnym wpisie.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz