poniedziałek, 23 stycznia 2017

5) Tydzień z życia nerwicowca


Na jednej z sesji psychologicznej Pani Psycholog poprosiła mnie o opisanie swoich uczuć i natręctw przez tydzień.

ŚRODA, 07.12.2016

Obudziłam się, było jeszcze ciemno. Spojrzę na zegarek. Jest 4:23. Położę się jeszcze. A nie, czekaj! Wróć, znowu do tej samej pozycji. Spójrz na zegar. 4.23 <mrugnięcie> 4:23. Teraz mogę się już spokojnie położyć. Tylko jeszcze kiwnę głową w prawą stronę. Spojrzę na twarz  siostry. Spojrzę jeszcze raz, mrugnę i znów spojrzę. Chwila, ale spojrzałam i mrugnęłam tylko 2 razy, muszę jeszcze raz to zrobić żeby było 3. 3 zamyka koło. Spojrzałam w bliżej nieokreślony punkt na kanapie, odwróciłam wzrok, znów spojrzałam, mrugnęłam i spojrzałam. Mogę się położyć. Leżę. Próbuję zasnąć, ale gdzieś w mojej głowie zaczynam nucić piosenkę. Przyłapuję się na tym i mówię "stop, bo znowu zacznę powtarzać. Ale im bardziej skupiam się na tym żeby nie powtarzać, tym bardziej w mojej głowie tworzy się przymus robienia tego. "Zrób to bo to będzie w Tobie siedzieć całe życie." Odczuwam to jako takie jakby napięcie w głowie, które nie daje mi spokojnie myśleć. Lepiej to zrobić teraz i koniec niż się z tym męczyć. Powtarzam więc tekst piosenki 3 razy. Zaraz, ale czy w moich myślach pomyślałam dokładnie o literze "w" ? Chyba była w złym miejscu, bo czuję jakiś brak w głowie. Jeszcze 2 razy to powtórzę i jeszcze raz. Razem 3. Za trzecim razem przypadkowo otarłam łokciem o ścianę. Czyli muszę odpowiednio powtórzyć tekst i otrzeć łokciem o ścianę. Jeszcze 2 razy. Razem 3. Razem 5. 5 też może być. Pięć - trzy -raz, raz -dwa -raz. Nie wiem czemu zawsze pomijam 4. Nie lubię jakoś jak coś jest robione po 4 razy. Denerwuje mnie to. 2 też mnie irytuje, ale nie tak jak 4. Powtarzam wciąż jakieś myśli w głowie, próbuję zasnąć. Patrzę na zegarek <spojrzenie> 5:02 <spojrzenie> 5:02 <mrugnięcie i spojrzenie> 5:02. Ok, schemat wykonany. Mam jeszcze 3 godziny snu. Zamykam oczy, przyciskam głowę do poduszki 3 razy pod innym kątem i wstaję , bo nie zasnę jeśli nie pójdę do toalety, nie zjem kawałka chleba i nie napiję się wody. Za każdym razem ten sam schemat. Udaje mi się w końcu zasnąć. Budzę siei już odczuwam lęk, bo wiem, że zaraz dopadną mnie natręctwa i znowu stracę mnóstwo czasu i nerwów. Wstaję z łóżka na 3 razy. Ubieram się z zamkniętymi oczami, żeby uniknąć schematu - spojrzeć - mrugnąć - spojrzeć zanim je po kolei ubiorę. Składam pościel. Spojrzałam tylko 2 razy, wiec muszę ją rozwinąć, spojrzeć jeszcze raz żeby było razem 3. Ale teraz pościel złożyłam 2 razy. Muszę jeszcze raz i muszę jeszcze 3x mrugnąć żeby spojrzenia się zgadzały. Wychodzę z pokoju, nadeptuję stopą na podłogę - dywan i znów na podłogę. 2x stanęłam na podłodze, a więc muszę nadepnąć jeszcze raz, potem samym śródstopiem i na końcu samymi palcami. Kiwnę jeszcze głowią i machnę ręką, żeby zostały wykonane 3 natręctwa. W dłoni trzymam chusteczkę do wyrzucenia. Muszę ją ścisnąć najpierw w pokoju, potem w korytarzu i w kuchni. Dla pewności jeszcze kiwnę głową i nadepnę stopą, żeby były wykonane trzy natręctwa. I tak przez cały dzień podobne schematy. W prawie wszystkich sytuacjach. Ciągle. Wychodzę, ale zanim wyjdę spojrzę 3x w lustro. Bolą mnie oczy od natrętnego mrugania, boli mnie kark od tych ruchów głową. Wychodzę z domu, zamykam drzwi, stukam lub dotykam drzwi jeszcze raz. Kiwnę głową i idę. Na środku schodów też muszę kiwnąć i na dole też. Razem 3 kiwnięcia. Wychodząc z bramy 3 razy dotykam klamki.

No i teraz schemat chodzenia. Najlepiej w jednej linii, nadeptywać na łączenia, najlepiej środkiem buta. I nadeptywać na cienie/ Cały czas, bezustannie towarzyszy mi natrętne mruganie. Do tego w głowie powtarzam teksty piosenek lub odliczam do 5, do 3, raz. Czuję jak obija się o mój bok moja torebka. Musi koniecznie odbić się 3 razy zanim zmienię chodnik, raz na łączeniu i znów 3 razy na drugim chodniku. Jeśli obije się źle, muszę wrócić i powtórzyć. Kiedy przystaję i zmieniam miejsce, muszę kiwnąć głową.


            Jak widzą chodnik normalni ludzie:                       Jak widzę chodnik ja:




Byłam na terapii. Cały czas dokuczają mi mniejsze lub większe natręctwa, ale mam nadzieję, że nikt tego nie zauważa. Idąc do szpitala musiałam wrócić się, bo nie nadepnęłam na cień drzewa. W szpitalu cały czas czułam napięcie, tak jakbym bała się, że za chwilę napadną mnie natręctwa albo lęki. Kiedy kiwnę głową tylko 2 razy, przechodząc do innego pomieszczenia, to czuję się jak zombie, wzrok mam nieobecny i bez emocji. Myślę wtedy szybko jak to naprawić. Może jak kiwnę raz przez próg albo przed wyjściem z oddziału będzie lepiej. Uznam, że ok, to wystarczy, tak może być, niech już tak będzie. Ulga. Jednak teraz się pilnuję żeby w odpowiednich miejscach kiwnąć głową i nie zrobić tego źle, skupiam się tylko na tym. Na psychoterapii grupowej zostałam przemaglowana i włączyły się we mnie emocje, popłynęło parę łez. Jednak jak opowiadałam grupie o moich problemach zauważyłam, że natręctwa nie uaktywniają się. Pani psychoterapeutka też to zauważyła i powiedziała, że kiedy o tym opowiadam to natręctwa rozkładają się po każdym w grupie.
Jednak jak wracam do domu wciąż nieustannie się pilnuję. Chwilami nawet tracąc kontakt z rzeczywistością. Kiedy to sobie uświadamiam, próbuję na chwilę wyjść z mojej głowy i skupić się na tym co jest tutaj i teraz. I tak nagle zaczynam widzieć w jakim jestem otoczeniu, zaczynam słyszeć dźwięki, które był zagłuszane przez obsesyjne myśli i brzmiały jak nic nieznaczące szumy. Jakbym nagle wróciła do życia i tak jakbym wyszła ze swojej głowy. Taki stan jest chwilowy, ale przez tą jedną chwilę czuję się jakbym żyła, a nie jakby moje życie kontrolowała nerwica. Jednak po krótkim czasie myśli i czynności natrętne znowu wracają.

CZWARTEK, 8.12.16

Czwartkowy dzień zaczął się jak zawsze natrętnym nuceniem piosenek i powtarzaniem w głowie ich tekstów, wstawaniem z łóżka na 3 razy, natrętnym patrzeniem i mruganiem, a potem 3 kroki od łóżka do drzwi, kiwnięcie głową i ruch ręką, żeby był spełnione 3 czynności warunkujące zmianę pomieszczenia. Lub schemat stopa- palce- jeden palec dociskając do podłogi w jednym miejscu. Obejrzenie się 3x w lustrze zanim odłożę puder i wezmę kredkę do oczu. Tu też 3x obejrzenie się zanim zmienię kosmetyk. Oczywiście ciągle schemat z nadeptywaniem, kiwnięciem i ruchem ręką zanim wyjdę z jakiegoś pomieszczenia. W końcu wyszłam z domu, dotknęłam jeszcze raz drzwi, nadepnęłam na cień poręczy i kiwnęłam głową na swoim piętrze, na schodach w połowie i na dole klatki.
Pojechałam do pracy i ucieszyłam, się bo był tam mój kolega Maciej i kiedy okazało się, że kończymy o tej samej porze zaproponował mi podwózkę. Szczerze mówiąc czuje się dużo spokojniej i pewniej kiedy on jest w pobliżu. Podwiózł mnie do centrum handlowego i poszłam pooglądać rzeczy, które mogłabym kupić dla rodziców i przyjaciół na święta. Weszłam tylko do 3 sklepów (choć tu akurat 3 przez przypadek). Obeszłam je szybko, żeby tylko jak najszybciej stamtąd wyjść, ponieważ cały czas czułam napięcie i niepokój i cały czas towarzyszyły mi natręctwa związane z mruganiem, stukaniem przedmiotami lub natrętne dotykanie tkanin i z chodzeniem- z wracaniem się jeśli poczułam niepewność czy aby na pewno dobrze nadepnęłam na podłogę. Wiem to głupie, ale czuję wtedy taki silny lęk, że już nigdy nie będę sobą i nigdy nie przestanę o tym myśleć i wpadam w trans, analizując jak to najlepiej "naprawić". Wyglądam wtedy pewnie jak zombie.
Najgorsza droga dla mnie do przejścia to chyba droga powrotna do domu. Choć znam ją już praktycznie na pamięć, na tym odcinku najczęściej zatrzymuję się i cofam i wykonuję najwięcej natręctw na raz (nadeptywanie, kiwanie głową, mruganie, machnięcie ręką, oglądanie 3 razy za siebie, obicie torebki o bok, 3 lub 5 razy lub 1 pomiędzy łączeniami chodników itd.



PIĄTEK, 09.12.2016

Spałam dość długo, bo nie miałam żadnych zajęć rano. Oczywiście towarzyszyły mi cały czas natręctwa. Pojechałam do pracy na 2 zmianę i ucieszyłam się, bo zamykałam dzisiaj restaurację razem z Maciejem. Byłam więc spokojniejsza i czułam się dobrze wiedząc, że jest obok. Przyniósł mi koktajl, potem zrobił chai latte, to było bardzo miłe. Pomogłam mu posprzątać i odwiózł mnie do domu. To byłby naprawdę udany dzień, gdyby nie to, że wspomniał (lub się przesłyszałam) coś o swojej dziewczynie i w tym momencie się zawiesiłam i przestałam słuchać, analizując jego słowa. No bo tak trochę daje mi sprzeczne sygnały albo jest naprawdę taki miły dla wszystkich.
Co jeszcze...
Dotykanie klamek z 3 stron, ale tylko z zewnątrz (klatka schodowa, drzwi wyjściowe, furtka). Często jeszcze mam tak, że muszę spojrzeć-spojrzeć-mrugnąć-spojrzeć jak coś wyjmuję z szafy lub w ogóle jak chcę zmienić położenie czegoś, a kiedy coś podnoszę muszę tym najpierw stuknąć i dopiero później podnieść. No i jak wychodzę spod prysznica to też muszę odpowiednio stanąć i kiwnąć głową. Tak jakbym miała takie wyznaczone niewidzialne punkty, w których moja głowa lub stopa itp musi się w danej chwili znaleźć. Też przez te wszystkie natręctwa staram się unikać pewnych rzeczy, np przebieram się tylko w razie konieczności, unikam ścielenia łóżka, wyrzucania śmieci itp. I co mnie boli najbardziej to to, że nie mogę przeczytać żadnej książki przez natręctwa (czytanie parę razy jednego zdania, odwracanie parę razy na poprzednią stronę, dotykania kartek w odpowiedni sposób itp.) albo ciężko mi rysować, gdyż czuję potrzebę poprawiania kilkakrotnie linii. Do tego mam natręctwo żeby ścisnąć to zanim to odłożę lub wyrzucę. Najczęściej lęki rozładowuję, jeśli można tak powiedzieć, płaczem i płaczę tak długo aż się zmęczę i będę mogła zasnąć. Kiedyś zdarzało mi się np. bić pięścią w ścianę albo np. drapać się do krwi.

SOBOTA I NIEDZIELA, 10/11.12.2016 

Weekend w szkole i w szkole i w pracy. Największe lęki związane ze zmianą pomieszczenia chodzeniem i kiwaniem głową. Parę razy musiałam wracać i robić inaczej kroki lub jakąś czynność powtarzać albo wypowiedzieć lub pomyśleć jakieś słowo w danym miejscu i w określonej pozycji lub patrząc na określony przedmiot. Pisałam to w pracy kiedy miałam chwilę wolnego, bo w domu boję się, że ktoś to przeczyta. Jeszcze w niedzielę wieczorem się popłakałam, bo miałam już dość tych natręctw i takiej bezsilności. Za radą grupy spróbowałam porozmawiać z tatą. Nie był to poziom rozmowy, której bym oczekiwała, ale przynajmniej przytulił mnie i powiedział, że będzie lepiej i trochę się uspokoiłam.

Jeszcze na koniec takie moje spostrzeżenie, że natręctwa nasilają się kiedy odczuwam poczucie odrzucenia albo krzywdy. No, czyli dość często niestety.

2 komentarze:

  1. witam, od kilku lat zmagam sie z przypadloscia, że moge zaraz zemdlec, jestem slaba, boje sie wyjsc sama z domu, do sklepu, gdziekolwiek.. nawet boje sie zostać sama w domu, biore leki, ale nie pomagaja.. niech mi ktos pomoze :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cześć, mi też leki niewiele pomagają na natręctwa, za to stabilizafory nastroju działają, więc jest jeden problem mniej. Ale bardzo mi pomaga psychoterapia, może warto się umówić na spotkanie z psychologiem. I najważniejsze nie zrażać się po pierwszej wizycie tylko próbować dalej, bo też ciężko jest trafić na takiego, który nam przypasuje. Może też warto omówić z lekarzem zmianę leków. Nie jestem lekarzem, ale tak z własnego doświadczenia radzę :) może jak jedt tak ciężko pomoże podleczenie się trochę w szpitalu. Powidzenia i siły życzę, z tego da się wyjść, tylko trzeba intensywnie nad sobą pracować. :)

      Usuń